ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Kiedy czytanie jest ersatzem

Niedawno znajoma mi uświadomiła, że Martha Stewart dlatego nauczyła się gotować, perfekcyjnie sprzątać i wycinać jakieś nikomu niepotrzebne durnostojki z papier-mâche, bo była kiepska w łóżku. Chwilowo litościwie porzucę ten wątek. Jeden jest dobry w tym, drugi w czym innym, a ja poszłam do fryzjera, bo w tym też jestem dobra – oczywiście tylko wtedy, kiedy mam pieniądze.

A u fryzjera – jak w każdej poczekalni – nie wypada nie czytać. Jak czytasz – to jesteś inteligentny i aktywny umysłowo. A jak siedzisz i myślisz – to nie jesteś. Bo myślenia dość często nie widać. Albo nie jest tak spektakularne, jak rozwiązywanie krzyżówek. Żeby zostać zaakceptowanym u fryzjera albo w poczekalni u lekarza, trzeba mieć koniecznie widoczne objawy jakiegoś mentalnego ADHD.

Ponieważ przez ostatnie kilka lat dość się naczytałam zawodowo głupich tekstów w wysokonakładowych kolorowych czasopismach, żeby je jeszcze potem czytać u fryzjera, broniłam się przed pisemkami rękami i nogami. Tłumaczyłam, że właśnie w głowie haiku układam (na drzewach pąki/ wilki mają już młode/ a ja mam ciebie – ostatni wers nie mieści się w konwencji haiku). Jakoś nie trafiało. To może ja medytuję i myśli moje, te szklane paciorki rozkołysane na wietrze, zaczynają cichnąć? A ta mi tu z gazetami!

No ale nie przesadzajmy, ileż czasu można wszystko zwalać na toksyczne korpo. Dawaj pani te pisma! – powiadam. Przejrzałam więc pisemka o fryzurach – ale żadna nie była dla mnie dość ekstrawagancka. Potem takie z cyklu „Miliard Szeset Pińdziesiunt Pińć i Pół Rzeczy, Które Koniecznie Musisz Mieć, Bo Bez Nich Jesteś Passe”, no i już mi został tylko tygodnik społeczno-polityczny o orientacji, której nie cierpię – kiedy znalazłam dodatek psychologiczny do „Polityki”.

A w nim był tekst o takim rudym kocie, co zintegrował całe miasteczko na Środkowym Zachodzie. I się nad nim popłakałam. Ale jak! Tak, że przez te łzy nawet się wstydziłam poprosić, żeby mi ten wyświechtany dodatek dali, to im przyniosę jakieś inne gazety. Czyli wszędzie kryją się skarby, nawet u fryzjera.

Swoją drogą, medytacja (kontemplacja) polega przecież na skupieniu się na tej jednej wykonywanej czynności, czymkolwiek ona jest: myślą, obieraniem ziemniaków, rozkładaniem sztućców, kolejnym krokiem, kolejnym oddechem… Może nawet jest ona składaniem upranej pościeli w kostkę i ręczników w harmonijkę, jak czyni to Anthea Turner. W dodatku potem w szafie nakleja kartki z napisami: ręczniki, ścierki, filiżanki etc.

Ja bym wprawdzie umarła ze śmiechu podpisując w szafce: filiżanki, gary, talerze do makaronu, talerze do drugiego dania. Prawdopodobnie bym nie wytrzymała, i taką jedną, gigantyczną patelnię podpisała: patelmacha (gwarowe, z Białostocczyzny) – bo jest bardzo duża. Już wiem, będę podpisywać w jakimś języku, którego nie znam. Przy okazji się podszkolę lingwistycznie. Na przykład w suahili. Albo w sanskrycie (z drugiej strony, sanskryt jest poniekąd impotentem, więc odpada).

A z trzeciej strony, to mnie jednak jakaś tajemnicza siła ciągnie w kierunku szezlonga. Dzisiaj dyżur na garach ma Martha Stewart. Ja mogę co najwyżej zmienić pościel. Na tym właśnie polega sprawiedliwość. Chociaż najsprawiedliwiej by było, gdyby pościel zmieniła Anthea Turner.

Tak. W czasach, kiedy człowiek nawet na urlopie i we śnie powinien być aktywny, ja lubię robić NIC. Leżeć na szezlongu, popijać dobrą kawę, dłubać szydełkiem jakąś zupełnie niepotrzebną firankę, spać do późna i kłaść się późno. Jest to uwielbienie w znacznej mierze platoniczne i na co dzień nie mogę sobie pozwolić na takie ekstrawagancje. Ze wszystkich sił jednak staram się nie zapominać o tym, że właśnie to lubię. W czasach, w których u fryzjera wciskają ci człowieku kobiece czasopismo i patrzą jak na raroga, gdy odmawiasz – ja lubię robić nic. W sumie smutne i mroczne czasy nadeszły. Za aktywność umysłową uważa się w nich rozwiązywanie krzyżówek albo przeglądanie pism, których kolumny przypominają billboardy, a siedzenie i myślenie nie ma żadnej wartości.

Laura Bakalarska

Ilustr. Agnieszka Słowińska

Business&Beauty Magazyn