ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Duma i upadłość

Sen, jak to sen – prędzej czy później się kończy. A przebudzenia bywają różne – raz słonko pod kołdrę zagląda i ptaszki świergolą, kiedy indziej antywłamaniowy alarm wyje i zamaskowany łotr nakazuje: sza! O tym drugim wariancie opowiada ze swadą napisana – choć może zbyt pospiesznym stylem – książka Michaela Stalmarska. Bohaterem jest Detroit – dla jednych to nieremontowalny Nikiszowiec w megaskali, dla innych bijące serce amerykańskiej gospodarki, albo też to samo serce, ale już na OIOM-ie.

U Stalmarska Detroit jest czymś na kształt starożytnego Rzymu: jeszcze budzi respekt, jeszcze pręży muskuły, ale już widać, że jest ofiarą własnego sukcesu. Choćby wynalazku centrów handlowych na peryferiach… Ten cywilizacyjny wytrych tak skutecznie „odtłoczył” śródmieście Detroit, że aż zdechło i obróciło się w slumsy. Wynaleziono leki na zapaść w motoryzacji – pickupy i SUV-y? Ich cena, wymagająca zaciągania kredytu, dopompowała bańkę kredytową, która w końcu pękła. Wraz z nią, jak niektórzy wieszczą, skończył się (czy aby na pewno?) amerykański – a więc i Detroit – sen o potędze.

Niszczejące fabryki znane na całym globie, stricte amerykańskie marki w rękach skośnookich odpółwiecznych rywali, centrum wypisz wymaluj – Gotham City, wyspecjalizowane biura podróży organizujące dla żądnych negatywnych wrażeń (nie tanie!) wypady do Detroit, by się mogli napatrzeć na degrengoladę.

Wizja to tym bardziej ponura, jeśli pamiętać niewiarygodny wzrost i osiągnięcia miasta oraz jego twórców. Choćby samo to, że to w Detroit właśnie wyprodukowano gros śmiercionośnego sprzętu użytego w II wojnie światowej. A boom lat 50.? Słynne krążowniki szos, idealne do parkowania przed własnym domkiem na przedmieściu? Wiele w książce o słusznej dumie mieszkańców Detroit. Więcej jednak o upadłości. A warto podkreślić, że z ewidentną korzyścią dla książki, autor nie poprzestaje na ekonomii i liczbach – równie wytrwale i ze znajomością rzeczy zajmuje się porwaną tkanką społeczną, przywołując – nic dziwnego – „Gran Torino” Eastwooda.

Czy jest na sali lekarz? Czy duma powróci, a upadłość odejdzie? Autor wykazuje zaskakująco spory optymizm, lecz czy w niego wierzy? Warto sprawdzić, gdyż lektura jest fascynująca.

Jarosław Kolasiński

 

nr10_rec_Detroit

Michael Stalmarsk
Detroit. Amerykańska legenda w drodze z piekła do nieba i z powrotem.
Warszawska Firma Wydawnicza s.c., 2013
str. 210

Business&Beauty Magazyn