ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Dajmy staruszkom zabawki

Mecenat to brzmi dumnie. Już na sam dźwięk tego słowa zupełnie nieoczekiwanie wyrastają nam skrzydełka. Co za radość, że ktoś chce, że dba, że się nad kulturą i twórcami pochyla. Bywa jednak, że te skrzydełka już po chwili się zwijają. Tak stało się i w moim przypadku, gdy przyjrzałam się projektowi: „Mecenat Małopolski 2011”, w którym jednym z ośmiu priorytetów jest „Kultura przez pokolenia”.

Oto, co można przeczytać na stronie internetowej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego: „Samorząd Województwa Małopolskiego chce umożliwić uczestnictwo w kulturze osobom starszym przez wpisanie do oferty kulturalnej regionu zadań i projektów skierowanych do osób należących do pokolenia 50+”. Ponieważ od jakiegoś czasu statystycznie tej właśnie grupie społecznej jestem przypisana, moje zaciekawienie i apetyt na uczestnictwo w kulturze natychmiast wzrosły. „Zarząd Województwa Małopolskiego przeznaczył 1 700 000 zł na wsparcie finansowe zadań w ramach konkursu” – czytam dalej i zaczynam myśleć, że jednak niebo o numerze siedem istnieje. Dalsza analiza informacji przyniosła już mniej optymistyczną wizję. Uczestnictwo jest tu bowiem rozumiane jako „warsztaty, wystawy, oraz inne zadania wykorzystujące potencjał grupy 50+ w tworzeniu życia kulturalnego” i jest to „wyzwanie Małopolski w kontekście starzenia się społeczeństwa”.

Łatwo wyobraziłam sobie praktyczne rozwinięcie idei projektu „Mecenat Małopolski 2011” w ramach priorytetu „Kultura przez pokolenia”. Sięgające po pieniądze organizacje pozarządowe i podmioty prowadzące działalność pożytku publicznego w sferze kultury – bo do nich skierowana ta oferta, będą się dwoić i troić, aby ich projekt został zaakceptowany. Z pewnością będzie to oferowanie znanych szeroko pomysłów, czyli „festiwali, konkursów, przeglądów, plenerów, wykładów, odczytów, wydawanie niskonakładowych, niekomercyjnych publikacji” (o czym pisze się przy okazji tego samego projektu w sąsiednim województwie, na internetowej stronie Wrota Podkarpackie).

Co z tego wyniknie dla konkretnych odbiorców, czyli pokolenia 50+? Chciałabym się mylić, ale doświadczenie życiowe mówi mi, że praktyka zbudowana na szumnych hasłach jest zwykle skromna i smutna. A w tego typu obszarach działalności sprowadza się do spotkań z pisarzem w lokalnym klubie emeryta, w którym uczestniczy bibliotekarz i kilka polonistek, albo zajęć obejmujących szydełkowanie, robienie kwiatów z bibuły, a w najlepszym razie artystycznych instalacji z nieużytecznych przedmiotów. I byłaby to nawet dobra oferta, tyle że raczej dla całkiem jeszcze żwawych 70+. Od kilku lat obserwuję potrzeby osób z grupy 50+, z różnych względów już niepracujących. Te „różne względy” są m.in. takie, że ustąpili miejsca pracy młodym, potencjalnym bezrobotnym. Są pełni energii i świat stoi przed nimi otworem, a raczej stałby, gdyby nie bariera finansowa. Te proste prawdy znane są socjologom, lecz w debacie publicznej poruszane są nieczęsto, jakby wstydliwie, a jeśli już, to ze wskazaniem na nieudolność tych osób i nieumiejętność odnalezienia się w nowej sytuacji ustrojowej. Czy aktywizacja kulturalna tej grupy ludzi nie powinna polegać na tym, by im samym dać dojść do głosu? Czy konkurs ofert jest najlepszym rozwiązaniem? Ileż sił i środków (że pozwolę sobie zaczerpnąć z terminologii wojskowej) zostanie w to wszystko zaangażowanych? Przecież, jak kraj długi i szeroki, kluby seniora działają i nie brakuje im pomysłów na zagospodarowanie czasu, tylko pieniędzy.

Projekty mają piękne nazwy i bywają też pożyteczne. Ot, choćby: Latająca Akademia Seniora, Akademia Rozwoju Seniora, Akademia Kulturalna i Śpiewoterapia. Dostęp do wiedzy i spotkania z grupą liczą się tu na równi. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej, przeważają w tym wszystkim wykłady, pogadanki, porady, tylko czasem zajęcia ruchowe (gimnastyka, pływanie, tańce). Program rozpisany jest według zadań i realizowany przez różne instytucje, w wielu odległych od siebie miejscach.

A może wystarczyłoby potraktować „staruszków” jak dzieci i po prostu dać im zabawki. Może już nie chcą zdobywać wiedzy, siedząc niczym w szkolnych ławeczkach, tylko aktywnie: poprzez wycieczki, wizyty w muzeach, galeriach. Zwiedzanie mogłoby być krótkie, bo starsi, jak dzieci, zbyt długo w skupieniu nie wytrwają, a potem kawa w jakimś przyjemnym lokalu. Podobałby się też nocleg w eleganckim hotelu, poprzedzony wieczorem przy muzyce. W wersji mniej luksusowej wystarczy wspólny obiad, a tym samym kultywacja tradycji biesiadowania i powrót autokarem, by w trakcie jazdy pielęgnować tradycję wspólnego śpiewania. Tylko czy wypada patronować i objąć mecenatem takie działania?

Sponsoring, mniej szlachetny kuzyn mecenatu, nie ma takich wątpliwości i – jak obserwuje się w praktyce – szybko zauważył grupę do „zagospodarowania”. 50+ pragną gdzieś pojechać, gdziekolwiek, byle wyrwać się z zastoju. Jadą więc na „wycieczkę” organizowaną przez firmy rozprowadzające wełnianą pościel albo zestaw garnków i uczestniczą w pokazach, przytakując konsultantowi. Korzyść z takiego uczestnictwa żadna, bo choć miło dostać imienne zaproszenie, to gratisowe radio z budzikiem psuje się po miesiącu. A statystyki i tak wykażą smutną prawdę, że 50+ w teatrze bywają raz na 4 lata, a na wystawach jeszcze rzadziej.

Bardzo chciałabym wierzyć, że „Mecenat Małopolski 2011” i analogiczne mecenaty w innych województwach skoncentrują się na projektach przystających do oczekiwań grupy 50+ i być może poprawią statystyki uczestnictwa w kulturze przez duże K. Jednak w tej mojej wierze mało jest optymizmu, to raczej „babcia nadzieja w papilotach”, o której pięknie, lecz jakże nostalgicznie śpiewa Andrzej Poniedzielski

Inka Walkowiak

Ilustr. Ewa Henry


Business&Beauty Magazyn